środa, 6 maja 2015

Co w nas wrasta..., czym kiełkuje...


Dzisiaj gorąco na blogach w związku z publikacją Charakterów odnośnie metody wychowania zwanej potocznie karnym jeżykiem. Jedna z czytelniczek popierająca tę metodę, zakończyła swój komentarz zdaniem: "Ja w szkole stałam w kącie i żyję". Zaczęłam, odpisywać na komentarz, ale w 3 zdaniach się nie da i oto post. 

To zdanie naprawdę mnie poruszyło, bo pokazuje, że wychowując własne dzieci korzystamy z metod wychowawczych, które "sprzedano" nam w dzieciństwie. To w nas wrasta... 

Podobnie jest z przemocą fizyczną. Ile razy można usłyszeć, coś podobnego: "Ojciec mnie lał i co... wyrosłem na porządnego człowieka". A mnie od razu nasuwa się pytanie, jak ten "porządny człowiek" traktuje dzisiaj swoją żonę i dzieci. Czy "z automatu" powiela wzorzec znany z dzieciństwa, czy jednak przełamał schemat... To drugie jest trudne, ale jak najbardziej możliwe... 

Możemy pokazać naszym dzieciom, że jest coś lepszego niż to, co sami znamy z dzieciństwa.



Co do metody "karnego jeżyka" nie umiem do końca zdefiniować, co w niej budzi moje wątpliwości... Dla mnie jest ona chyba z pogranicza przemocy fizycznej i psychicznej. 

Co tu dużo mówić, żeby zaciągnąć dziecko na "miejsce odosobnienia" trzeba użyć do tego siły fizycznej. Mam przed sobą rozwrzeszczane, rozpłakane dziecko i nie wierzę, że polecenie "marsz do swojego pokoju/kąta itd" załatwi sprawę. 

Drugą kwestią jest komunikat, jaki dziecko dostaje: "nie możesz wyrażać emocji, uspokój się i poradź sobie z tym sam". Szczerze się zastanawiam, co trzylatek z tego zrozumie... Podejrzewam, że na poziomie behawioralnym (jak z psem Pawłowa) uczy się wewnętrznego hamowania, ale czy rozumie co się z nim dzieje i dlaczego ma się uspokoić? 

W tym miejscu warto się zastanowić w co chcemy na przyszłość wyposażyć nasze dzieci...   Moim zdaniem, warto żeby to były umiejętność budowania relacji i samokontrola, ale nie rozumiana, jako tłumienie emocji. Samokontrola, bardziej w znaczeniu samoregulacji, którą wypracowuje się powoli m. in. poprzez reakcje rodziców na "trudne" zachowanie dziecka.

To, co jeszcze budzi moje mieszane uczucia, to "przytulenie" na koniec odbycia kary w odosobnieniu... Czyli, co?: "Musiałem Cię ukarać dla Twojego dobra, ale wiedz, że bardzo Cię kocham"?. 

Wyobrażam sobie mojego męża, który za moją "histerię i fochy" każe mi siedzieć w łazience, a później przytula, mówiąc, że to z miłości, żebym nauczyła się nad sobą panować... Dla mnie byłoby to straszne... Naprawdę...

Żeby nie kończyć tak ostro... Ostatnio przeczytałam, że wrasta w nas nie tylko przemoc, ale też zabawa. Co w skrócie oznacza, że bawimy się z dziećmi podobnie do tego, jak z nami bawili się nasi rodzice. Bawmy się zatem z naszymi Maluchami i pokazujmy im, jak można tworzyć dobre relacje, mając jednocześnie świadomość, że to co dajemy naszym dzieciom, dostaną po części nasze wnuki... :)

                                                                                Magdalena Szweda




piątek, 27 lutego 2015

MATKA REALISTKA - rozmowa z Magdaleną Sibilą


Magdalena Sibila
  • mama 4,5-letniej Ali 
i 10-miesięcznej Ani
  • polonistka
  • edytorka
  • autorka książek: "Przyjaciółki", "Bez skrupułów"
  • blogerka: "Pisze się" i "Matka realistka"
  • z zamiłowania biegaczka




Magda, nie wiem czy wiesz, ale w towarzystwie naszych wspólnych znajomych zawsze żartuję, że jesteś moją idolką, domyślasz się dlaczego?

Nie mam pojęcia…

Widziałam Cię w wielu sytuacjach i zawsze jesteś bardzo samodzielna. Mam wrażenie, że ze wszystkim jesteś w stanie dać sobie radę… Jak Ty to robisz?

To cecha rodzinna, moja babcia, mama i ciocie są silnymi kobietami. Niejedno przeżyły i nie raz musiały sobie radzić same. Czasem to nawet wada - nie potrafimy prosić o pomoc.

Trochę z nas takie Zosie Samosie.

Pamiętam, jak ja ledwo podnosiłam dziecięcy fotelik do samochodu, a Ty w jedną rękę brałaś fotelik z córą, w drugą torbę podróżną i jechałaś samochodem ponad 100 km. Dla mnie to było nierealne, a na Tobie wydawało się nie robić wrażenia…

Fotelik rzeczywiście nosiłam, ale trzymałam go obiema rękoma. Torbę zanosiłam do auta wcześniej. O ile nie zaniósł mi jej mąż.

Rozumiem, że trochę podkoloryzowałam…  A teraz, już z dwiema córkami, jak podróżujesz?

Teraz ja siedzę za kierownicą, a one z tyłu. Skupiam się na jeździe, dziewczynki śpią albo nie. Nie myślę o tym jako o problemie, tylko o zadaniu, a potem planuję, co i jak.

Zadaniowe myślenie ułatwia?

Ułatwia. Choć nie do wszystkiego należy tak podchodzić. Zrobienie obiadu to zadanie, wieczorne czytanie bajeczki to czas dla nas.


A co Ci daje bycie "twardą babką"?

W życiu bym siebie tak nie nazwała. Robię po prostu to, co muszę

Jakie określenie bardziej by do Ciebie pasowało?

Zaradna.

Też dobre . To więcej z tej zaradności plusów czy minusów?

To zależy - ja wolę widzieć plusy. Choć czasem chciałabym, żeby mnie ktoś wyręczył. A tu nikt się nie pcha, bo przecież "da sobie radę".

Z drugiej strony - zawsze mogę poprosić o pomoc, a samodzielność daje wolność.
Wolę to drugie rozwiązanie.

Pięknie to powiedziałaś… Pisanie też Ci daje wolność?

Nie, pisanie daje mi satysfakcję. Po prostu lubię wymyślać historie i ubierać je w słowa.

Wiem, ze piszesz 2 blogi i wydałaś książkę…

Tak, przy czym na jednym blogu można tę książkę w całości przeczytać ☺. Drugi jest związany z byciem mamą.

Któryś z blogów jest tym bardziej przez Ciebie lubianym?

Nie, to są dwie różne rzeczy: Pisze się (piszesie.blog.pl) to historie zmyślone. Mogę tam wypisywać, czego dusza zapragnie - uśmiercać, ożywiać, męczyć i dręczyć, mogę pisać jako facet czy kobieta, jaką nigdy bym nie była. To twórczość pisarska sensu stricte.

Matka realistka (matka-realistka.blog.pl) pozwala mi nie oszaleć w byciu mamą, bo rodzicielstwo mnie zaskoczyło tak bardzo, że czasem się w nim gubię. Kiedy ubieram je w słowa, robi się trochę prostsze.

Matka realistka jest o Tobie?

Tak, Matka realistka to ja, choć mąż się z tym pięknym pseudonimem nie zgadza .

A co Cię w byciu mamą najbardziej zaskoczyło? Pamiętaj, że w moich oczach wydajesz się być osobą przygotowaną na wszystko .

Tak, ja też tak kiedyś o sobie myślałam . A potem okazało się, że dziecko ryczy 20/24, chce ssać co 1,5 godziny i inne tego typu. Nie byłam gotowa na setki tysięcy drobnych problemów, z którymi codziennie zmagają się mamy.  Musiałam się ogarnąć i nauczyłam się nie zastanawiać. A więc nie myślę "Czy mi się chce gotować osobno zupę dla Ani". Po prostu wyciągam kurczaka, marchewkę i zupa za chwilę jest w garnku.

Nauczyłam się też nie przywiązywać do swoich rozwiązań, tylko reagować na bieżąco. Ale nie powiem: lubię mieć plan.

Czy macierzyństwo dla Ciebie to też miłe niespodzianki ?

Oczywiście, całe mnóstwo i to codziennie  To takie drobiazgi: że Ala chciała kaszkę na śniadanie, a Ania w końcu skumała raczkowanie. To Młoda coś śmiesznego powie, a to wymyślą zabawę i rechoczą. Niejedna mama potwierdzi, że własne dzieci lepiej się ogląda niż najciekawszy program w TV.

Masz jakiś swój ulubiony post na blogu o byciu mamą?

Nie. Piszę na bieżąco o tym, co akurat we mnie siedzi. Nie oceniam tego potem, nie przywiązuję się. Myślę raczej o kolejnym niż poprzednim…




A wspomniałaś, że na blogu „Pisze się” możesz męczyć i dręczyć – mogłabyś rozwinąć ? O czym właściwie tam piszesz?

O kobietach - tak ogólnie. Pierwszą książkę zaczynałam pisać na studiach, stąd jej tematyka wokółstudencka. Kolejna powstała po urodzeniu Młodej, ale to nie dlatego jej bohaterka jest w ciąży. Zresztą jest do mnie zupełnie niepodobna. Ale to właśnie jest cudowne w pisaniu - mogę przez kilka godzin żyć innym życiem. W planach mam napisanie kryminału. Nie wszystko, co napiszę trafia na bloga. Zdarza mi się uśmiercić kogoś, a potem go przywrócić do życia.

Bardzo cenne jest dla mnie, że na blogu ludzie komentują. Jedna powieść jest pisana w pierwszej osobie i czasem mi się obrywało, bo nie każdy zauważał, że to fikcja. Ludzie oceniali moją bohaterkę i dawali temu wyraz.

I wcale nie musieli jej lubić, ale właśnie o to mi chodziło.

Co wtedy czułaś, jak widziałaś takie komentarze? Traktowałaś to osobiście?

Chciałabym powiedzieć, że spływało po mnie jak po kaczce, ale to nieprawda. Na szczęście pojawiały się też głosy, że moje pisanie się podoba. Udało mi się przekonać samą siebie, że każdy ma prawo ocenić to, co robię, skoro upubliczniam teksty. A te mogą się komuś nie podobać. Jeśli mnie przy tym nie obraża, tylko wyraża swoją opinię, to w porządku. 

Mi też nie wszystko się podoba i też o tym mówię.

Wiem, że do swojego pisania podchodzisz z dużą pokorą… Powiedziałaś kiedyś, że bardzo dziwi Cię, że ktoś się oburza, że jego książka jest na Chomiku, podczas gdy Ty cieszysz się, że ktoś udostępnił Twoją powieść, bo to daje nadzieję, że dotrze ona do większej liczby osób.

Tak na prawdę, to nie wiem, czy jestem na Chomiku. Zaraz po ukazaniu się mojej pierwszej książki ucieszyłam się, bo sprzedały się 4 egzemplarze. To e-book, który kosztuje niecałe 4 zł. Mój mąż uszczypliwie powiedział, że pewnie teraz 4 osoby mają mnie na Chomiku. Ucieszyłam się, bo to oznacza, że komuś się podobało na tyle, że postanowił mnie spiratować. Jeśli ileś osób przeczyta darmową wersję, to może jakiś procent przy kolejnej książce postanowi kupić oryginał, żeby autorka się ucieszyła z tych dwóch złotych. Poza tym to nie jest dla mnie problem, bo sama udostępniam te treści za friko na blogu.

A swoją drogą, przez rok sprzedało się około 30 egzemplarzy. Do Rowling może mi brakuje, ale to dla mnie i tak wielki sukces.

Gratuluję, mam nadzieje, ze nasi czytelnicy również będą zainteresowani Twoją twórczością. Czy mogłabyś ich zachęcić do lektury Twoich powieści?

Marketing to moja słaba strona, ale spróbuję.


„Przyjaciółki” (link): Trzy przyjaciółki wynajmujące wspólnie mieszkanie co sobotę wychodzą pobawić się w klubie. Jedna z nich, Tosia, to studentka ostatniego roku prawa - kończy pisać swoją pracę magisterską, przygotowuje się do odbycia aplikacji. Druga, Anka, to studentka germanistyki. Jej największym marzeniem jest ślub z ukochanym, Damianem. Trzecia, Marta, to psycholożka i feministka - pracuje w fundacji "Być kobietą", gdzie pomaga kobietom skrzywdzonym przez życie. Dziewczyny próbują spełniać swoje marzenia, ale życie nie zawsze toczy się zgodnie z ich planem. Na szczęście zawsze mogą na siebie liczyć.



„Bez skrupułów” (link): Jest to opowieść o młodej, ambitnej i pewnej siebie kobiecie, która wplątała się w romans z żonatym szefem. W efekcie zachodzi w ciążę. Postanawia urodzić i wychować to dziecko, ale żeby to zrobić, potrzebuje pieniędzy. Proponuje więc swojemu szefowi (ojcu dziecka) pewien układ.

Moje bohaterki to zwyczajne dziewczyny, które radzą sobie w życiu tak jak umieją. Ich historie są podobne do wielu innych, być może do Twojej. Jeśli chcesz je poznać – zapraszam na mój blog Pisze się.

Nie byłabym sobą gdybym nie zapytała o blog erotyczny. Kiedyś się zarzekałaś, że taki stworzysz, ale pod pseudonimem

Było, minęło. Mam bardzo dużo pomysłów, wiele z nich upada. Z tego co pamiętam to byłam wtedy w zaawansowanej ciąży. Zrzucam wszystko na hormony. A tak serio, to ledwo ogarniam dwa blogi, na trzeci nie miałabym już zupełnie czasu. Niedługo wracam do pracy, a chcę jeszcze założyć własny biznes.

Naprawdę, jaki?

Portal dla terapeutów. Nie chcę się wdawać w szczegóły - konkurencja nie śpi i ma więcej kasy ☺.

Teraz nie wiem czy żartujesz .

Trochę żartuję, trochę nie. Dobry pomysł na biznes, to skarb. Jak już ruszę, to będę nagłaśniać. Na razie trwają prace. Przy tym kasa to realny problem .

Mogę powiedzieć, że to będzie portal skierowany do terapeutów i rodziców, zawierający materiały przydatne w terapii. Takie portale już są, ale mój będzie się on nich nieco różnił. Czym dokładnie - nie zdradzę .

Magda, skąd Ty bierzesz te wszystkie pomysły?

A to kompilacja różnych takich. Skąd mi się wzięło pisanie - nie wiem. Ale firma to kwestia moich ambicji. Konkretny pomysł to już doświadczenie.

Właśnie, przecież Ty jesteś z wykształcenia jesteś polonistką. Czy to przy pisaniu bardziej pomaga czy wręcz przeciwnie – ogranicza?

Chyba nie ma większego znaczenia. Albo nie potrafię tego dostrzec.
Może przeszkadzałoby, gdybym miała ambicje zdobycia Nike czy innego Nobla, ale nie mam takich. Piszę dla siebie.

Pisanie dla Ciebie jest drogą do

Na razie sprawia mi po prostu frajdę. Może kiedyś da mi jakieś sensowne pieniądze, ale to nie jest konieczność. To moje hobby, sprawia mi radość.

A co Cię inspiruje?

Inspirują mnie ludzie.

Ludzie?

Czasem ktoś mi da przykład, czasem powie dobre słowo i od tego mi się chce . A jak mi się nie chce, to daję sobie trochę wolnego.

Mówiłaś mi, że nawet bardziej niż z pisania, jesteś dumna z tego, że regularnie biegasz, z tego, że wytrwałaś.

To dla mnie mega sukces. Nie jestem typem sportsmenki, ale po drugim porodzie postanowiłam zacząć biegać, żeby zachować formę. Chcę przebiec 10 kilometrów, wystartować w jakimś biegu. To mój cel. 

Teraz wróciłam do biegania po zimowej przerwie, chorowaniu. Najbardziej bałam się właśnie, że znajdzie się powód, żeby przerwać i potem już nie wrócę do treningów.

Nie mogę nie zapytać: jak Ty znajdujesz na to wszystko czas?

Staram się go nie tracić na pierdoły, ale nie zawsze mi się udaje. Szczególnie szerokim łukiem omijam internet.

To trochę zabawne, bo przecież Twoja twórczość to głównie internet.

Prawda. Za bardzo uogólniłam. Staram się unikać tych stron, na których można siedzieć godzinami tak naprawdę nic nie robiąc.

Wiesz, Magda, czego Ci życzę… Życzę Ci, że Twoje książki poza wirtualnymi, miały również wersję papierowe, żeby leżały na eksponowanych półkach w księgarniach, a Ty żebyś z wielką satysfakcją, wąchając świeżutki druk, pomyślała sobie – kurcze – naprawdę mi się udało! 

Dziękuję, wspaniałe życzenia.

Magda, to ja dziękuję Ci za rozmowę i zapraszam do polubienia Twoich blogów:

https://www.facebook.com/MatkaRealistka

https://www.facebook.com/PiszeSie

                                                                        Rozmawiała: Magdalena Szweda

sobota, 14 lutego 2015

Rozmowy z niezwykłymi Mamami

Już wkrótce zapraszam na cykl wywiadów z niezwykłymi Mamami, które prowadzą własne działalności, rozwijają niecodzienne pasje, uczestniczą w ciekawych projektach. Mam nadzieję, że będzie to nie tylko ciekawą lekturą, ale i inspiracją... Jestem dumna, że kilka z nich, to moje koleżanki i już nie mogę się doczekać pierwszej rozmowy.