Dzisiaj gorąco na blogach w związku z publikacją Charakterów odnośnie
metody wychowania zwanej potocznie karnym jeżykiem. Jedna z czytelniczek
popierająca tę metodę, zakończyła swój komentarz zdaniem: "Ja w
szkole stałam w kącie i żyję". Zaczęłam, odpisywać na komentarz, ale w 3 zdaniach się nie da i oto post.
To zdanie naprawdę mnie poruszyło,
bo pokazuje, że wychowując własne dzieci korzystamy z metod wychowawczych,
które "sprzedano" nam w dzieciństwie. To w nas wrasta...
Podobnie jest z przemocą fizyczną. Ile razy można usłyszeć, coś podobnego:
"Ojciec mnie lał i co... wyrosłem na porządnego człowieka". A mnie od
razu nasuwa się pytanie, jak ten "porządny człowiek" traktuje dzisiaj
swoją żonę i dzieci. Czy "z automatu" powiela wzorzec znany z
dzieciństwa, czy jednak przełamał schemat... To drugie jest trudne, ale jak
najbardziej możliwe...
Możemy pokazać naszym dzieciom, że jest coś lepszego niż to, co sami znamy z dzieciństwa.
Co do metody "karnego jeżyka" nie umiem do końca zdefiniować, co
w niej budzi moje wątpliwości... Dla mnie jest ona chyba z pogranicza przemocy fizycznej i
psychicznej.
Co tu dużo mówić, żeby zaciągnąć dziecko na "miejsce
odosobnienia" trzeba użyć do tego siły fizycznej. Mam przed sobą
rozwrzeszczane, rozpłakane dziecko i nie wierzę, że polecenie "marsz do
swojego pokoju/kąta itd" załatwi sprawę.
Drugą kwestią jest komunikat, jaki
dziecko dostaje: "nie możesz wyrażać emocji, uspokój się i poradź sobie z
tym sam". Szczerze się zastanawiam, co trzylatek z tego zrozumie... Podejrzewam, że na poziomie behawioralnym (jak z psem
Pawłowa) uczy się wewnętrznego hamowania, ale czy rozumie co się z nim dzieje i dlaczego ma się uspokoić?
W tym miejscu warto się zastanowić w co chcemy na przyszłość wyposażyć nasze dzieci... Moim zdaniem, warto żeby to były umiejętność budowania relacji i samokontrola, ale nie rozumiana, jako tłumienie emocji. Samokontrola, bardziej w znaczeniu samoregulacji, którą wypracowuje się powoli m. in. poprzez reakcje rodziców na "trudne" zachowanie dziecka.
To, co jeszcze budzi moje mieszane uczucia, to "przytulenie" na koniec odbycia kary w odosobnieniu... Czyli,
co?: "Musiałem Cię ukarać dla Twojego dobra, ale wiedz, że bardzo Cię
kocham"?.
Wyobrażam sobie mojego męża, który za moją "histerię i
fochy" każe mi siedzieć w łazience, a później przytula, mówiąc, że to z
miłości, żebym nauczyła się nad sobą panować... Dla mnie byłoby to straszne... Naprawdę...
Żeby nie kończyć tak ostro... Ostatnio przeczytałam, że wrasta w nas nie tylko przemoc, ale też zabawa. Co w skrócie oznacza, że bawimy się z dziećmi podobnie do tego, jak z nami bawili się nasi rodzice. Bawmy się zatem z naszymi Maluchami i pokazujmy im, jak można tworzyć dobre relacje, mając jednocześnie świadomość, że to co dajemy naszym dzieciom, dostaną po części nasze wnuki... :)
Magdalena Szweda
Witam,
OdpowiedzUsuńNie sluchalam metody jeżyka ale w UK "time-out" jest popularnie stosowany i propagowany przez pania Jo Frost. Z postu Pani tutaj wynika ze metoda ta nie zostala przekazana poprawnie.
Time-out jest metoda pomagajaca wprowadzanie zasad zachwan i uczaca dziecko ktore stara sie zdobyc uwage rodzicow poprzez zle zachowanie- ze nie tedy droga.
Przytulenie na koniec nie znaczy wcale "musialam cie ukarac dla twojego dobra", oznacza ono- kocham cie bezgranicznie i zawsze bede bo jestes moim dzieckiem, ale tozachowanie ktore teraz zaprezentowales jest niedo zaakceptowania w naszej rodzinie. Uczy dziecko roznicy pomiedzy kim jestes a jak sie zachowujesz. Pomaga zrozumiec ze zle zachwanie mozna zmienic i nie oznacza ono ze jestesmy ZLYM CZLOWIEKIEM.
Prosze poczytac co Brene Brown pisze na temat winy i wstydu. Werbalizowanie bezwarunkowej akceptacji jest bardzo wazne w pozniejszym okresie akceptacji siebie i tylko w taki sposob mamy szanse uniknac permanentnej zmiany postrzegania siebie jako zlego czlowieka a nie jako dobrego czlowieka ktory niebprzemyslal co robi i zachwal sie glupio.
Czy wie Pani o czym mowie?
Pzdrawiam cieplo